Ksiądz kanonik Stanisław Szepietowski, duszpasterz w Kazimierzu Dolnym w latach 1921-1928 był koneserem sztuki, opiekunem malarzy i kolekcjonerem. Interesował się sztuką, literaturą i teatrem, był także wielkim miłośnikiem przyrody. W wolnych chwilach lubił spacerować po południowych stokach Góry Trzech Krzyży, porośniętych rzadkimi gatunkami roślinności kserotermicznej. Należały do nich m.in. ostnica włosowata, oman wąskolistny, zawilec wielkokwiatowy, miłek wiosenny i powojnik pnący. Duchowny z lubością podziwiał w ciszy piękno osobliwej przyrody. Pewnego razu zauważył, że na zboczach góry pasą sią białe kozy, które szybko i z wielkim smakiem zajadają “jego” ukochane rośliny. Oburzony tym faktem ksiądz pobiegł po dubeltówkę i zastrzelił nieszczęsne zwierzęta. Dowiedziawszy się o tym Żydzi, dla których te kozy stanowiły źródło utrzymania, podnieśli wielki lament. Porywczy ale w głębi duszy dobrotliwy kanonik postanowił sowicie wynagrodzić nieszczęsnych właścicieli martwych kóz. Kiedy taka sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkakrotnie, sprytni Żydzi zaczęli masowo wypasać kozy w miejscach przechadzek księdza. Za każdym razem rozsierdzony duchowny po żołniersku wymierzał sprawiedliwość żarłocznym kozom a potem płacił. W niedługim czasie miejscowi Żydzi zrobili z tego procederu całkiem dochodowy interes. Jeździli do pobliskiego Janowca i tam kupowali kozy po cenie znacznie niższej niż “odszkodowanie” od księdza Stanisława. Mieli zatem całkiem niezły zarobek i mięso z zastrzelonych kóz. Stopniowo “kozie polowania” duszpasterza spowodowały jednak ograniczenia wypasów. Nie zjadana przez kozy trawa zaczęła wolniej rosnąć i znikać wśród pospolitych chwastów i zarastających ją krzewów. Tak więc stanowcza ingerencja księdza w prawa natury przyniosła szkodę zarówno kserotermicznej roślinności, jak i nieszczęsnym kozom, nie wspominając o uszczuplonych finansach księdza. Najwięcej zadowolenia mieli w tej historii przedsiębiorczy właściciele białych kóz.
Agnieszka Stelmach