Rozpoczęcie roku szkolnego w Kazimierzu Dolnym pokazało bardzo trudną sytuację oświaty w naszym mieście. Brak budynku szkoły zamkniętego po częściowym zawaleniu się jednego skrzydła od wybuchu gazu to jedno. Sama organizacja zajęć dla dzieci pozbawionych miejsca do nauki nie jest optymistyczna.
Już pierwszego dnia dzieci z nauczycielami oczekiwały na przyjazd transportu w postaci starych „Sanów” ponad 40 minut. Kierowca podobno pojechał zatankować pojazd do Lublina. Dzieci cieszą się mówiąc, że chcą z tym kierowcą jeździć .Zawsze jedna lekcja „z głowy”. Kolejny kwiatek organizacyjny to wyżywienie dla dzieci. Na spotkaniu z rodzicami padła informacja o kosztach 5,50 zł za obiad. Dzisiaj dzieci przekazują rodzicom informację o kwocie 7 zł za jedynie drugie danie. Gminy nie stać na dopłatę do wyżywienia. Poprzednio koszt obiadu wynosił 3,70 zł.
Następny „kwiatek” oświatowy to oszczędności na nauce dzieci. Zlikwidowano drugi język obcy z programu nauczania w ramach oszczędzania w biednej Gminie. Po dwóch latach trwającej nauki! Koszt roczny to około 10 tys. zł. Faktycznie Gmina musi piszczeć z powodu biedy.
Wszystko to odbija się na poziomie nauczania przekładając się również na ilość „uciekających” z tego powodu do innych szkół. Pytanie dla kogo mamy budować nową szkołę pozostaje jak najbardziej aktualne gdy zaglądnie się do klasy liczącej 5 osób. Oszczędzajmy dalej!
Andrzej Kozłowski