W Kazimierzu Dolnym pierwsze miejsce przeznaczone na plażę znajdowało się u wylotu ulicy Nadwiślańskiej, na wysokości obecnej przystani. Była to wyspa przecięta wartkim kanałem. Od lądu odgradzał ją szeroki pas płytkiej wody, nad którą zamocowano drewnianą kładkę.
W latach sześćdziesiątych plażowanie było jedną z większych atrakcji Kazimierza. W sezonie letnim z największej i nowoczesnej plaży w miasteczku (o powierzchni ok. 600 na 250 m) usytuowanej naprzeciwko spichlerza PTTK korzystało nawet do trzech tysięcy osób.
Plaża była wyposażona w kosze plażowe, przebieralnie, wieżę dla ratownika, wypożyczalnię kajaków i rowerów wodnych, boje oraz motorówkę milicji wodnej, w której dyżurowało dwóch „mundurowych”. W sobotę i niedzielę zjeżdżali się tam ludzie z bliższych i dalszych okolic. Przy plaży znajdowała się przebieralnia, kasa biletowa, wypożyczalnia koszy wiklinowych, leżaków, parasoli i kajaków. Były też rowery wodne dostępne jednak tylko dla posiadaczy kart pływackich. Tuż przy wejściu na plażę stał kiosk, w którym można było kupić wodę, oranżadę, piwo, słodycze i papierosy. Co jakiś czas pomiędzy leżakami lawirował lodziarz z zawieszoną na szyi drewnianą skrzynką wypełnioną lodowymi słodkościami. Rano ratownicy zawieszali białą flagę, co było równoznaczne z otwarciem kąpieliska. Wieczorem – na znak zamknięcia – pojawiała się czarna flaga. Gdy na maszt wciągano flagę czerwoną oznaczało to, że trwa akcja ratunkowa i wszyscy muszą wyjść z wody. Plaży pilnowało trzech ratowników. Przeważnie byli to rodowici mieszkańcy Kazimierza, którzy znali ten odcinek Wisły i traktowali rzekę z dużym respektem.
Jeden ratownik zawsze czuwał na wieży, obserwując kąpielisko z lornetką i megafonem, a dwóch pozostałych siedziało na łódkach po obu końcach plaży. W razie potrzeby dopływali do tonących łódkami zwanymi „pychówkami” bowiem nurt był zbyt rwący, aby dopłynąć wpław. W tamtych czasach na Wiśle trwał intensywny ruch. Pasażerskie statki „Moniuszko”, „Kościuszko” i „Wawel” regularnie odbywały rejsy do Puław lub w górę Wisły. Holowniki ciągnęły barki załadowane wikliną lub kamieniem. Do dyspozycji letników były także pychówki, kajaki, jolki, bączki i baty. Te ostatnie odegrały istotną rolę w czasie, gdy plażę przeniesiono na drugi brzeg Wisły. Obsługiwane przez czterech przewoźników, zabierały jednorazowo od 30 do 50 osób. W Noc Świętojańską (z 23 na 24 czerwca) oświetlone lampionami baty, przystrojone kwieciem i wikliną, wypływały wieczorem w górę Wisły. Po drugiej stronie rzeki ludzie rozpalali ogniska. Na wodzie rozbrzmiewała muzyka i śpiewy, a ich dźwięki docierały aż do Puław. Po świętym Janie otwierano kąpielisko.
Obecnie w Kazimierzu nie ma kąpieliska, a turyści sporadycznie opalają się na brzegu Wisły. Zaludniona i gwarna plaża pozostaje tylko wspomnieniem z dawnych lat.
Agnieszka Stelmach
Zdjęcia pochodzą z albumu „W Kazimierzu nad Wisłą” w oprac. Konrada Nawrockiego