Skip to content Skip to left sidebar Skip to footer

Tag: historia

Kazimierski TOP 10

Już jutro, 17 lipca o godz. 12.00, zapraszamy na wycieczkę z przewodnikiem, podczas której obejrzycie Państwo najciekawsze i najbardziej znane miejsca w Kazimierzu Dolnym. Trasa spaceru wiedzie poprzez znane zakątki Kazimierza Dolnego. Wejdziemy na zamek Kazimierza Wielkiego, skąd roztacza się magiczny widok na Wisłę oraz na górującą nad miasteczkiem basztę. Obejrzymy widok z Góry Trzech Krzyży i zajrzymy do kazimierskiej fary. Schodząc na rynek poklepiemy pomnik kundelka, gdzie obejrzymy zabytkowe kamienice. Ponadto dowiecie się Państwo, dlaczego postawiono studnię na rynku. Następnie przejdziemy na Mały Rynek, aby przyjrzeć się dolinie Grodarza, starym jatkom koszernym i synagodze. Wejdziemy do wąwozu lessowego. Będą legendy, barwna historia i ciekawe historyjki kazimierskie. Istnieje możliwość przedłużenia wycieczki o przejazd meleksami do Korzeniowego Dołu i na cmentarz żydowski.

Zapraszamy!

Zwiedzanie trwa ok 3 godzin. Cena obejmująca wejście na zamek, basztę i Górę Trzech Krzyży : dorośli 25zł /os, dzieci do 5 roku życia bezpłatnie, powyżej 15zł/os.

 

Zgłoszenia telefoniczne 606311372 lub mailowe oprowadzanie@gmail.com

Ulica Krakowska

Najstarsza nazwa tej ulicy to Przewoźna. W 1587 r. nazywano ją Janowiecką, a w 1630 r. Przedmieściem Janowieckim lub Przedmieściem Górnym. Od 1686 r. funkcjonowała jako Krakowskie Przedmieście, do 2 połowy XVIII w. – Przedmieście Górne, a później Krakowskie. Dzisiejsza nazwa ulicy utrzymuje się od okresu międzywojennego.

Na początku tej ulicy (idąc od strony Rynku) stoi narożna piętrowa kamienica z poddaszem z 1928 roku. Dziś to pensjonat “Agharta” oraz galeria sztuki etnicznej. Naprzeciwko, na rogu Krakowskiej i Cmentarnej, znajduje się pensjonat “Pod Wietrzną Górą”. Wewnątrz w sklepionej  sali (obecnie restauracja) w XVI w. mieszkali pierwsi zakonnicy, którzy budowali pobliski klasztor. Na ulicy Krakowskiej znajdziemy także słynną nie tylko w miasteczku, ale i w całej Polsce stylową “Herbaciarnię u Dziwisza”. W XVII w. w miejscu tym istniał dom, przypominający wyglądem zwykłą chałupę. Wewnątrz znajdowała się jednak wielka i przestronna izba z typową kazimierską kolumną międzyokienną. W 1916 r. uwiecznił ją na zdjęciu Juliusz Kłos. Dom podpalono tuż po wyzwoleniu. Kilkadziesiąt metrów dalej stoi typowa kazimierska studnia wybudowana w 1841 roku. Idąc dalej możemy zobaczyć Willę Potworowskich z 1910 roku, będącą pierwszym kazimierskim projektem słynnego architekta Jana Koszczyca-Witkiewicza. Drewniany dom na murowanej podbudówce jest jakby zawieszony na stoku wzgórza wśród dostojnych świerków. Willa Potworowskich stanowi jedno z najwybitniejszych dzieł tego architekta. Mieszkał tutaj niegdyś Stefan Potworowski, znany z pływania po Wiśle w kajakach własnej konstrukcji. Jego żona, Helena, nazywana była w miasteczku Hrabiną. Pod nr 36 znajduje się Dworek zwany Starą Plebanią, parterowy budynek z drewna przeniesiony z karczmisk przez Tadeusza Augustynka, współtwórcę wielu kazimierskich obiektów. Przez wiele lat architekt zajmował z żoną połowę tego domu. Druga jego część należała do Jadwigi Teodorowicz-Czerepińskiej, autorki cennej monografii Kazimierza Dolnego. Przydomowy ogród graniczy z wałem wiślanym.  

Warto wiedzieć, że przy ulicy Krakowskiej wznoszą się zabytkowe spichlerze: Spichlerz Kobiałki, Willa Murka oraz ruiny małego i najbardziej wysuniętego na południe Kazimierza spichlerza z 1. połowy XVII w. Tutaj możemy również zobaczyć ruiny Faktorii Angielskiej z XVII w. Prawdopodobnie niegdyś znajdowała się w niej rezydencja faktora angielskiego (stąd nazwa), w której zatrzymywali się kupcy z Zachodu. Budowla nosiła cechy domu mieszkalnego połączonego ze spichlerzem. W drugiej połowie XIX w. mieściła się tutaj garncarnia Kwaska.

Ulica Krakowska to jedna z najbardziej uczęszczanych tras spacerowych, która zaprowadzi turystów aż do kazimierskich kamieniołomów.

Agnieszka Stelmach

„Magia dawnych lat. Kazimierz na starej fotografii” w Galerii Szept Kazimierza

Magia dawnych lat. Kazimierz na starej fotografii. Prezentacja – opowieść (Galeria Drewna i Unikatowych Pamiątek Plebanka 4a)

Spacerując przez czarno-białe fotografie miasta, cofamy się w czasie o sto i więcej lat, by przyjrzeć się życiu dawnego Kazimierza, ujrzeć uliczki i miejsca, których może już nie ma, poznać kilka ważnych postaci Miasteczka, a przede wszystkim zasmakować tej tajemniczej atmosfery miejsca żyjącego jakby trochę poza czasem. W czasie tych spotkań jest trochę jak w starym kinie, zgaszone światła, ogień w kominku, kameralna przestrzeń. A potem może być jak na DKFie (dyskusyjny klub filmowy), wszystko zależy od ciekawości słuchaczy. Wspaniała alternatywa dla tradycyjnego zwiedzania, zwłaszcza w okresie poza sezonem, na pogodę i niepogodę.

Prowadzenie: Dorota Szczuka – historyk sztuki, przewodnik turystyczny, członek Stowarzyszenia Konserwatorów Zabytków, członek Stowarzyszenia Dwa Brzegi.

Bilety: 16 zł za osobę (dzieci i młodzież do 15 lat – 10 zł, dzieci do lat 8 – gratis ).

Oferta stała:
– w piątki – godz. 17.00
– w soboty – godz. 17.00
– w niedziele – godz. 12.00

W pozostałe dni – na zamówienie (proszę o wcześniejszy kontakt telefoniczny, 501 175 805).

Uliczka Krzywe Koło

Krzywe Koło to jedna z najkrótszych i najbardziej urokliwych uliczek w Kazimierzu Dolnym. Wchodząc w nią od strony ulicy Lubelskiej widzimy Farę i ruiny Zamku. Dawniej domy wzdłuż ulicy Lubelskiej miały lochy wykute w opoce, które służyły jako magazyny i piwnice do składowania towarów. Dojeżdżano do nich od strony Wisły uliczką nazywaną Ku Dzwonnicy lub Ku Farze. W okresie międzywojennym funkcjonowała jako ulica Podgórna. W latach 50. XX wieku słynny architekt Karol Siciński, główny konserwator zabytków i twórca odbudowy Kazimierza Dolnego w latach 1945-1958,  nazwał Ją Krzywe Koło i zmienił jej przebieg. W 1958 roku wybudował tutaj, pod numerem 4, swój dom pięknie wkomponowany w zbocze Góry Krzyżowej. Nieco powyżej znajduje się urokliwy dom malarza Piotra Żółkiewskiego, w którym niegdyś znajdował się sklep z artykułami metalowymi.  Brukowana uliczka Krzywe Koło jest ulubionym miejscem przechadzek turystów.

Agnieszka Stelmach

 

 

 

Kazimierskie obchody 155 rocznicy wybuchu powstania styczniowego

Jak co roku, społeczność kazimierska uczci pamięć powstańców styczniowych 1863 r., walczących o Polskę w rejonie Kazimierza Dolnego. W niedzielę, 21 stycznia, o godz. 12.00 w ich intencji odbędzie się uroczysta msza w kazimierskiej Farze. Po niej nastąpi złożenie wieńców przy pamiątkowej płycie za kościołem na Wzgórzu Zamkowym, którą w 1917 r. kazimierzacy uhonorowali swoich bohaterów.

155 lat temu, 22 stycznia 1863 r. w godzinach wieczornych do Kazimierza Dolnego przybyło ok. 560 powstańców pod dowództwem Leona Frankowskiego, głównodowodzącego siłami zbrojnymi na Lubelszczyźnie. W większości byli to studenci puławskiego Instytutu Politechnicznego i Rolniczo- Leśnego, którzy w puławskiej świątyni Sybilli zaprzysięgli sobie braterstwo oraz walkę na śmierć i życie. W Kazimierzu Dolnym młody dowódca ogłosił uroczyście manifest Rządu Narodowego i dekrety uwłaszczeniowe. Kwatera Leona Frankowskiego mieściła się w budynku magistratu kazimierskiego, a obecnej kamienicy aptecznej. Powstańcy nocowali w domu państwa Brodniewiczów na Górach, zwanym Walencją. Miasteczko otoczone wzgórzami, wąwozami i lasami, był wręcz idealnym miejscem organizacji sił powstańczych, ich przeszkolenia i uzbrojenia. 23 stycznia zabito miejscowego rosyjskiego żandarma Franciszka Ławnika, a drugiego – Andrzeja Kaszirina – wzięto do niewoli. Po kilku dniach w Kazimierzu pojawił się oddział liczący ok. 700 osób z Puław, Kazimierza, Kurowa, Końskowoli, Markuszowa i Opola Lubelskiego. Byli to zwykli mieszkańcy tych miejscowości, ale też studenci, aktorzy i klerycy. Dowódcą grupy o nazwie „Oddział Lubelski” mianowano Antoniego Zdanowicza. Wkrótce w miasteczku zorganizowano setkę rzemieślniczą, która szyła buty i kożuchy, kuła kosy i piki. Na miejscu była także powstańcza kawaleria. Powstańcy odbywali ćwiczenia wojskowe i regularnie otrzymywali żołd. Kiedy dowiedział się o tym gen. Chruszczow, wysłał do Kazimierza 700 żołnierzy pod dowództwem podpułkownika Miednikowa. Zaskoczone oddziały powstańcze musiały  wycofać się z miasteczka. Pod Słupczą doszło do zakończonej ich klęską bitwy. Leon Frankowski dostał się do rosyjskiej niewoli, a Antoni Zdanowicz uciekł do Sandomierza.

Warto nadmienić, że kazimierskie duchowieństwo od samego początku popierało powstanie styczniowe. Ksiądz Mateusz Serwiński pełnił w miasteczku funkcję cywilnego naczelnika powstania. Zbierał datki na szpital dla rannych powstańców w Kazimierzu oraz na pomoc dla rodzin poległych żołnierzy. Za działalność patriotyczną został zesłany na Syberię.

Agnieszka Stelmach

 

 

Maria Kuncewiczowa

„Mało bym wiedziała o życiu, gdyby nie Kazimierz” — powiedziała kiedyś w wywiadzie Maria Kuncewiczowa.

Maria Kuncewiczowa (1897-1989) zasłynęła jako autorka prozy psychologiczno-obyczajowej. Sławę przyniosła jej powieść „Cudzoziemka” (1936),  uważana za jedną z najwybitniejszych powieści psychologicznych dwudziestolecia międzywojennego. Inne jej książki to m.in. zbiór opowiadań „Dwa księżyce” (1933), „Dyliżans warszawski” (1935), „Serce kraju” (1939), „Tristan 1946” (1967), „Fantomy” (1972). Stworzyła także pierwszą polską powieść radiową „Dni powszednie państwa Kowalskich” (1938).

Maria Kuncewiczowa urodziła się 30 października 1895 r. w Samarze, w Rosji, jako Maria Szczepańska. Wychowywała się w Polsce. Studiowała filologię francuską w Nancy, filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Warszawskim, śpiew w konserwatoriach warszawskim i paryskim. Wiele lat upłynęło zanim pisarka na dobre związała się z urokliwym Kazimierzem Dolnym, gdzie jej mąż Jerzy wybudował piękny dom. W 1927 r. pisarka po raz pierwszy przyjechała do nadwiślańskiego miasteczka. Bezpośredni kontakt z Kazimierzem przyniósł jej wiele zaskakujących wrażeń. Niemile zaskoczył ją fetor ścieków oraz dziwna topografia. Do domów wchodziło się brodząc przez strumienie, a po publicznej drodzy spacerowały kozy. Złe wrażenie zatarł jednak spacer po wąwozach i piękny pejzaż nadrzeczny. Po latach tak o tym pisała: “Owszem, uderzyła mnie malowniczość typów ludzkich. Chłopi, Żydzi jeszcze w tych strojach, jakie nosili przed wojną. Zwierząt w bród, cielęta i świnie na Rynku, na stokach wzgórz kozy, dużo koni, pełno gęsi, kur, w powietrzu jaskółki, nad rzeką rybitwy… fascynujący pejzaż niesłychanie gęsto zaludniony. Kamienice niektóre jak gdyby żywcem gdzieś z Włoch, obok nich na wpół rozwalone budki á la Chagall, chłopskie chaty, domki rybaków…”.

Jej uwagę zwrócili też przechadzający się po rynku malarze, o których później pisała w “Fantomach”. Podczas drugiej wizyty w Kazimierzu przyjaciółka Marii zaprowadziła ją wąwozem Małachowskiego do Reginy Białowieskiej, właścicielki sadu i ukrytej w nim chatki. Wkrótce kawałek tej ziemi stał się własnością Marii i jej męża. I tak zaczął się długoletni związek Kuncewiczów z Kazimierzem nad Wisłą. Od tej pory spędzali tutaj wakacje. Wkrótce Maria zaczęła przynależeć do kazimierskiej cyganerii. W tym czasie miała już za sobą debiut literacki i była osobą znaną w środowiskach artystycznych. Codzienne życie w Kazimierzu wydawało się pisarce teatrem, a świat dekoracją. Bohaterów tej „malarskiej ballady” sportretowała w “Dwóch księżycach”. Dzisiaj ta niezwykła książka stanowi swego rodzaju pamiętnik i służy jako źródło wiedzy o tamtym okresie. W 1938 r. nieopodal letniej chatki Kuncewiczów stanęła drewniana willa, która stała się „gniazdem rodu” i „kotwicą”. Nazywano ją „Willą pod Wiewiórką”. W tym samym roku Szymon Wisznia, radny miejski i zarazem sąsiad pani Marii, zgłosił wniosek, by nadać pisarce honorowe obywatelstwo miasta. 

We wrześniu 1939 roku w domu Kuncewiczów schronili się uciekinierzy z Warszawy, m.in. Julian Tuwim, Antoni Słonimski i Kazimierz Wierzyński. Wraz z nimi małżeństwo pisarzy opuściło Polskę, aby powrócić tutaj dopiero po 20 latach. W Kazimierzu pojawili się w 1958 roku. Początkowo spędzali tu tylko lato, na zimę wyjeżdżali do Ameryki, gdzie Maria pracowała jako wykładowca uniwersytecki w Chicago. Jednak podróżowanie zmęczyło ją i coraz częściej tęskniła do swojej kazimierskiej przystani. Podczas emigracji pisarka zwiedziła niemal cały świat, ale to Kazimierz był jej prawdziwym domem. Drewniana willa na wzgórzu to najważniejszy punkt, z którego patrzyła na świat. „Jesienią 1939 roku, umocniona zapleczem z własnych belek, czułam się wreszcie wrośnięta w grunt własnego kraju. Miałam trzy psy, jabłonie, kilka dębów, dużo lip i swój własny widok na Wisłę” – pisała Kuncewiczowa w „Fantomach”. Z kazimierskiej atmosfery powstało całe jej pisarstwo. Maria uważała, że bez tego domu i miasta byłaby kimś zupełnie innym jako człowiek i jako pisarka. 

Z pewnością Kazimierz Dolny otrzymał od autorki „Dwóch księżyców” coś bardzo cennego. Każdy, kto czytał te opowiadania patrzy na Kazimierz poprzez ich pryzmat.  Spojrzenie Marii Kuncewiczowej utrwalił film “Dwa księżyce”, w którym ożyły stworzone przez nią postaci i historie. W latach 70. i 80. XX w. do Kuncewiczówki, chlubnej wizytówki miasteczka, przybywali różni świetni goście. Gospodyni zawsze serdecznie ich witała. Po śmierci pisarki, która nieraz z czułością opisywała swój dom, niemal wszystko pozostało w nim tak jak dawniej. Na swoim miejscu stoi piec huculski, ręcznie haftowana makata z Turkiestanu, meksykański świecznik, stary stół i angielski fajans. Do dzisiaj w Willi pod Wiewórką panuje niesamowity klimat. Chodząc po tych samych pokojach, po których niegdyś chodziła Maria Kuncewiczowa niemal wyczuwa się obecność gospodyni i bohaterów jej kazimierskich opowiadań.

Agnieszka Stelmach 

 

(W artykule wykorzystano zdjęcia ze strony dzieje.pl)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sylwestrowe i noworoczne zwyczaje na Lubelszczyźnie

Na Lubelszczyźnie od dawien dawna obchodzono bardzo uroczyście ostatni dzień starego roku i pierwszy nowego. W sylwestrowy poranek młodzież robiła starszym różne psikusy np. zdejmowano z zawiasów furtki, chowano różne przedmioty, drzwi chat zastawiano pniem i żądano „okupu” za jego usunięcie. W pierwszym dniu Nowego Roku najważniejsze było najedzenie się do syta i dobry humor. Miało to związek z przepowiednią na najbliższe dwanaście miesięcy. W tym dniu wszyscy starali się dużo jeść i być uśmiechnięci, a w ich kieszeniach musiały zadźwięczeć chociaż dwie monety, aby przyciągnąć dostatek. Na lubelskich wsiach organizowano przedstawienia noworoczne. W inscenizacjach występował Stary i Nowy Rok. Osoba odgrywająca Stary Rok była przebrana za zgarbionego staruszka odzianego w kożuch i obwieszonego grochowinami. Młody i radosny Nowy Rok przeganiał zmęczonego starca, który odjeżdżał na wozie w siną dal. Noworoczne inscenizacje skupiały zazwyczaj wszystkich mieszkańców wsi. W Nowy Rok dzieci wędrowały po domach i śpiewały pod oknami. Życzliwi gospodarze częstowali je pszennymi rogalikami w kształcie zwierząt, tzw. szczodrakami. Rolnicy obsypywali się owsem, życząc sobie na przyszłość obfitości chleba. Od Nowego Roku rozpoczynał się karnawał zakończony tzw. ostatkami lub kusymi dniami. W ludowej tradycji karnawał sprzyjał zawieraniu bliższych znajomości. Urządzano wtedy zakrapiane gorzałką zabawy taneczne, które trwały do białego rana, a w domach dziewcząt pojawiali się kawalerowie ze swatami.  

Dziś zabawy sylwestrowe i noworoczne wyglądają inaczej, ale – tak jak dawniej – wszyscy witamy uroczyście Nowy Rok i życzymy sobie wszelkiej pomyślności!

Agnieszka Stelmach

Dawne zwyczaje wigilijne na Lubelszczyźnie

Na terenach Lubelszczyzny okres Bożego Narodzenia nazywano popularnie Godnimi Świętami. Dzień wigilijny, poza przygotowaniami do wieczerzy, wypełniony był wieloma wróżbami na nadchodzący rok. Mali kolędnicy chodzili po domach, składali życzenia i śpiewali pastorałki, a w zamian dostawali łakocie. W Wigilię można było pracować tylko do zachodu słońca, później nie wykonywano już żadnych ciężkich robót. Od wczesnego ranka kobiety szykowały tradycyjne potrawy na wieczerzę. Przez cały dzień obowiązywał ścisły post. Na Lubelszczyźnie gospodynie gotowały nieparzystą ilość postnych dań: z pola, z lasu, z łąki i z wody. Na wigilijnym stole musiały znaleźć się: barszcz z mąki owsianej lub żytniej, kasza, kapusta z grochem, pierogi, kutia z pszenicy z cukrem, orzechami i miodem, pieczona lub gotowana ryba, kompot z suszonych jabłek i śliwek, jagły, kluski pszenne z makiem lub olejem. Chętnie podawano także pierożki z makuchami konopnymi lub kapustą. Ryby, które współcześnie są podstawowym daniem wigilijnym, pojawiły się na stołach o wiele później niż tradycyjne potrawy ze zbóż, warzyw, grzybów i owoców. Początkowo ryby jadano podczas wigilii tylko w klasztorach i na dworach. W domach na Lubelszczyźnie bardzo przestrzegano jednej zasady: do stołu musiały zasiąść pary biesiadników, ponieważ nieparzysta liczba osób wróżyła śmierć komuś z ich grona. Na rogu stołu ustawiano wolne nakrycie przeznaczone dla dusz zmarłych, które w każdej chwili mogły przyjść w odwiedziny. Ich przybycie miało zapewnić urodzaj w kolejnym roku. Podczas świąt Bożego Narodzenia obrazy na ścianach przystrajano gałązkami jodły, świerku lub kwiatami z bibuły. Tradycyjną dekoracją był pająk, zwany podłaźnikiem, czyli zawieszona na suficie ozdoba ze słomy, bibuły i fasoli. Wszyscy wierzyli, że taka ozdoba zapewni rodzinie miłość oraz ochroni przed chorobami i nieszczęściami. Na stole pod obrusem umieszczano siano w intencji dobrych urodzajów i pomyślności dla domowników. W kącie izby gospodarz stawiał snopek żyta, owsa lub pszenicy. Dopiero na przełomie XIX i XX wieku w polskich domach pojawiły się choinki stanowiące odzwierciedlenie rajskiego drzewa dobra i zła, pod którym rozpoczęła się historia ludzkości. Wieczerzę wigilijną – nazywaną pośnikiem, wiliją lub kolędą –  rozpoczynano wraz z pojawieniem się na niebie pierwszej gwiazdy. Po wspólnej modlitwie łamano się opłatkiem. Jako pierwszą potrawę zjadano kutię. Odbywało się to na stojąco, aby w ten sposób odgonić boleści krzyża. Kolejne dania jedzono w milczeniu ze wspólnej miski. Zgromadzeni przy stole musieli spróbować każdej potrawy, aby nie zabrakło jej podczas następnych świąt. Ze wszystkich dań odkładano po łyżce do naczynia stojącego przy stole. Po wigilii resztki jedzenia, zabarwiony opłatek i siano spod obrusa zanoszono do stajni i dzielono między zwierzęta. Ponoć o północy przemawiały one ludzkim głosem. Na Lubelszczyźnie wierzono również w cudowną przemianę wody w wino. Po kolacji kobiety przynosiły ze studni wodę, którą pili wszyscy domownicy. Miało im to zapewnić zdrowie w Nowym Roku.

Agnieszka Stelmach

Legenda o duchach w spichlerzu

Właściciel ziemski i posiadacz kilku wsi w okolicy Kazimierza Dolnego, Jan Kleniewski, składował w jednym z kazimierskich spichlerzy cukier ze swojej cukrowni. Towaru pilnował postawny i krzepki mężczyzna w sile wieku. Przez całe lato stróż spał pod gołym niebem koło spichlerza. Jednak gdy nadeszły jesienne chłody i słoty, postanowił schronić się pod dachem. Pierwszej nocy był bardzo czujny, ale niebawem zasnął twardym snem. Około północy obudziły go dziwne odgłosy. Najpierw wydawało mu się, że ktoś ustawia cukier na półkach i przeciąga coś ciężkiego w górę, a potem układa w sterty do załadunku. Stróż wstrzymał oddech, aby nie ujawnić swojej obecności. Wprawdzie w całkowitych ciemnościach nic nie widział, ale wszystko dobrze słyszał. Co chwilę podszczypywał się, żeby sprawdzić, czy to wszystko nie jest przypadkiem snem. O świcie sprawdził dokładnie wnętrze magazynu, ale wszystko znajdowało się na swoim miejscu i nigdzie nie było najmniejszych śladów nocnego zamieszania. Nadeszła kolejna noc. Stróż położył się przy samych drzwiach spichlerza, aby w razie czego ratować się ucieczką. Ledwie zdążył zapaść w lekką drzemkę, gdy usłyszał ciężkie kroki. Nagle jakaś duża i silna postać chwyciła go za kołnierz i wrzasnęła, żeby się wynosił, bo nie ma tutaj nic do roboty. Przerażony stróż krzyknął, że on tylko pilnuje cukru i próbował uwolnić się od trzymającej go ręki, ale chwytał tylko powietrze. W pewnej chwili tubalny głos oznajmił: “Wszystko należy do nas!!!” i rozkazał stróżowi iść precz. Przerażony mężczyzna wybiegł na zewnątrz. W tej samej chwili we wnętrzu spichlerza, podobnie jak poprzedniej nocy, duchy zaczęły swoje głośne harce. Jeszcze tego samego dnia stróż odszedł z pracy, bo za żadne skarby nie chciał zostać w miejscu, gdzie panoszą się złe moce.

Opisana powyżej historia zdarzyła się ponoć naprawdę w kazimierskim spichlerzu należącym do rodziny Kleniewskich, właścicieli cukrowni w sąsiedniej Zagłobie. W okolicy Kleniewskich znano jako założycieli konnej kolejki wąskotorowej, która kursowała od folwarku w Polanówce do cukierni.    

Spichlerz w Kazimierzu Dolnym

Legenda o duchach w spichlerzu

Nowy szlak turystyczny „Kazimierz dwóch księżyców”

W piątek, 10 listopada o godz. 12.00, Muzeum Nadwiślańskie zaprasza do swojego oddziału w Domu Kuncewiczów. W klimatycznych wnętrzach willi “Pod Wiewiórką” odbędzie się prezentacja założeń nowego szlaku turystycznego „Kazimierz dwóch księżyców”. Celem konkursowego projektu zgłoszonego przez Muzeum Nadwiślańskie było stworzenie szlaku literacko-turystycznego dla seniorów, inspirowanego książką „Dwa księżyce” Marii Kuncewiczowej. Szlak przygotowywano we współpracy ze starszymi mieszkańcami miasteczka. Poddano go również konsultacjom społecznym, aby w oparciu o uzyskane opinie stworzyć ogólnie dostępny przewodnik. Jego autorem jest geograf i krajoznawca Stanisław Turski, autor wielu informatorów turystycznych. Publikacja przewodnika stała się możliwa dzięki grantowi za zwycięski projekt uzyskanemu przez Muzeum Nadwiślańskie w ramach konkursu grupy farmaceutycznej „Adamed dla Seniora”.

Szlak „Kazimierz dwóch księżyców” jest ofertą turystyczną skierowaną przede wszystkim do zorganizowanych grup seniorów, słuchaczy Uniwersytetów Trzeciego Wieku, członków klubów czytelniczych oraz kuracjuszy wypoczywających w Nałęczowie.

Punkty na szlaku “Kazimierz dwóch księżyców”:

  • Dom Kuncewiczów
  • Dom Reginy Białowiejskiej
  • Pensjonat Świtezianka
  • Grodarz
  • Mały Rynek
  • Synagoga
  • Uliczka Krzywe Koło
  • Restauracja U Berensa
  • Fara
  • Rynek
  • Klasztor Franciszkanów – Reformatów
  • Cmentarz

 

Podczas prezentacji w Domu Kuncewiczów przedstawiciele grupy farmaceutycznej „Adamed” uroczyście przekażą nagrodę pieniężną dla Muzeum, a Stanisław Turski omówi najciekawsze miejsca na nowym szlaku. (wstęp wolny)

Serdecznie zapraszamy!

 

Cmentarz parafialny św. Jana w Kazimierzu Dolnym

Cmentarze w Kazimierzu Dolnym to jedne z wielu turystycznych celów w tym pięknym miejscu. W miasteczku znajdują się trzy nekropolie. Jedną z nich jest katolicki cmentarz parafialny św. Jana usytuowany tuż za Klasztorem Reformatów, pod Wietrzną Górą. Z racji swojego malowniczego położenia na stoku wzgórza oraz licznych zabytkowych nagrobków jest on uważany za jedną z najpiękniejszych nekropolii w kraju.

Miejsce na cmentarz św. Jana zostało wybrane w 1798 roku, ale jego poświęcenie odbyło się dopiero 5 listopada 1869 r. z udziałem kazimierskiego proboszcza, księdza Jana Szczepańskiego. Do tego czasu funkcjonował stary cmentarz za kościołem farnym, na zboczu Wzgórza Zamkowego.

Nowa część cmentarza św. Jana (znajdująca się w górze za starym) została poświęcona 28 października 1924 roku i funkcjonuje po dziś dzień. Początkowo obydwie nekropolie były oddzielone głębokim wąwozem. W latach 50-tych XX w. połączono je kamiennym mostkiem arkadowym. W pewnym sensie stanowi on symbol mówiący o tym, że aby dostać się do współczesności należy przedrzeć się przez bogatą historię Kazimierza Dolnego.

Obecnie starsza część nekropolii – nazywana potocznie “dolną” – stanowi obszar zabytkowy, na którym nie dokonuje się już pochówków. Spoczywają tutaj ważne dla miasteczka osobistości m.in. rodzina Berensów (założycieli słynnego w miasteczku Hotelu Polskiego), ks. Andrzej Kamiński, Tadeusz Ulanowski, Tadeusz Feliks Tyszkiewicz, Antoni Michalak, Maria i Jerzy Kuncewiczowie, Karol Siciński i Cezary Sarzyński. W różnych zakątkach cmentarza można też zobaczyć mogiły żołnierskie z czasów I i II wojny światowej.

Odwiedzając Kazimierz Dolny warto uzupełnić plan zwiedzania o tę piękną zabytkową nekropolię.  

Zamek w Janowcu

Zamek w Janowcu i legenda o Czarnej Damie

Zamek w Janowcu, w zasadzie jego  Ruiny wznoszą się na wysokiej skarpie nad Wisłą. Fundatorem fortecy – bastejowego zamku z lat 1508-1526 był hetman wielki koronny Mikołaj Firlej, przedstawiciel potężnego rodu magnackiego znanego w całej Rzeczypospolitej. Z zamkiem związani byli wybitni architekci i rzeźbiarze: Santi Gucci Florentino i Tylman z Gameren (Gamerski).

Na murach budowli widoczne są fragmenty renesansowe i barokowe. Zamek – podobny do zamków kresowych – jest wspaniałym dowodem na rozwój budownictwa obronnego na tym terenie. Firlejowie władali Janowcem przez 150 lat. Później zamek stał się własnością rodu Tarłów, a następnie Lubomirskich. W 1655 roku Szwedzi w znacznym stopniu uszkodzili masywną budowlę, którą później odbudowali Lubomirscy. W 1672 roku na zamku w Janowcu ucztował król Michał Korybut Wiśniowiecki. Ponoć specjalnie dla niego wybudowano most przez Wisłę, który zawalił się zaraz po przejeździe orszaku. W latach 1809-1813 zamek zniszczyły wojska rosyjskie i austriackie. Kilka razy przebudowywany, stopniowo tracił charakter obronny na rzecz funkcji rezydencjalnej. W XIX wieku obiekt często zmieniał właścicieli, których nie było stać jego na utrzymanie. W 1931 roku zrujnowany zamek w Janowcu zyskał nowego gospodarza – Leona Kozłowskiego. Inżynier geodeta, a zarazem znany w kraju poszukiwacz skarbów, odkupił zrujnowaną budowlę od Pauliny Zieleniewskiej, posiadaczki wielu dóbr ziemskich. Cena wynosiła 5 tys. zł rozłożonych na 10 rocznych rat. Romantyk i fantasta usiłował na własną rękę wyremontować i odbudować chociaż część zamku, który należał do największych w Polsce. Do pomocy miał tylko zaprzyjaźnione małżeństwo Złotników. Niestety, ze względów finansowych nie zdołał tego dokonać, ale w pewnym stopniu udało mu się powstrzymać proces niszczenia obiektu.

Pan Leon pilnował także aby nie rozgrabiono ukochanej przez niego posiadłości. Dawny kawalerzysta, zawsze mający na sobie buty z cholewami, każdego dnia odbywał konno paradny wyjazd ze swojej magnackiej siedziby, pilnie lustrując podległe mu włości. Niejednokrotnie przebierał się także za Czarną Damę, aby wzbudzić lęk wśród janowickich chłopów. Tymczasem systematycznie postępował proces rozpadania się murów. Zły wpływ na stan budowli miały także czynniki atmosferyczne i ekspansywna roślinność. Podczas II wojny światowej zamek w Janowcu uległ jeszcze większym uszkodzeniom. Po wojnie okazało się, że zabytkowy obiekt oraz otaczający go park mają zbyt małą powierzchnię, przez co władze kraju nie przejmą go w ramach reformy rolnej. Leon Kozłowski pozostał więc nadal właścicielem, a Janowiec stał się jedynym prywatnym zamkiem w komunistycznej Polsce, a prawdopodobnie także w całym bloku wschodnim. Taka sytuacja utrzymywała się do 1975 r., kiedy to Muzeum Nadwiślańskie zostało upoważnione przez Skarb Państwa do odkupienia zamku od Leona Kozłowskiego. Wkrótce rozpoczęły się tam prace konserwatorskie i tworzenie muzeum. W latach 1976-2000 architekt Tadeusz Augustynek we współpracy z konserwatorem zabytków Jerzym Żurawskim oraz ekipą badaczy zabezpieczali i częściowo odbudowali zamek. Do zwiedzania udostępniono taras widokowy od strony południowej, hotel, część domu północnego, apartament zachodni, latryny i strzelnice, wieżę zachodnią “Kazamatę” – kawiarnię na północnej stronie.

Z zamkiem, nieprzerwanie od 1926 roku, związana była Bronisława Złotnik, która przybyła w te strony jako mała dziewczynka. W 1931 roku jej starsi bracia wykonywali na zamku prace murarskie. Od 1945 roku rodzina Złotników przeprowadziła się tutaj na stałe. Zamieszkali w zamkowej baszcie, której konstrukcja była tak słaba, że chwiała się na wietrze, a wodę musieli dowozić dwukołówką z oddalonych o 2 km Oblasów. Kiedy dowiedział się o tym Jerzy Żurawski, ówczesny dyrektor Muzeum Nadwiślańskiego, kazał w celach bezpieczeństwa opasać wieżę linami.

W czerwcu 2005 roku Jerzemu Żurawskiemu (za stworzenie muzeum w Janowcu i uratowanie zamku) oraz pośmiertnie Leonowi Kozłowskiemu (zmarł w 1977 r.) przyznano tytuły Honorowych Obywateli Janowca.  

Obecnie na zamku w Janowcu, do którego wchodzi się po drewnianym pomoście nad fosą, znajdują się wystawy stałe: Dom Północny i Budynek Bramny. Dom Północny dobudowano w 1 połowie XVI wieku do wcześniejszego muru obronnego. W trzech salach na parterze prezentowana jest historia zamku, dzieje jego konserwacji oraz informacje o jego właścicielach. Budynek Bramny w skrzydle wschodnim zamku pełnił funkcję bramy i mieszkania. Po obu stronach znajdują się kazamaty. W latach 1977-1994 w pobliżu zamku utworzono w rozległym parku zespół budynków dworskich. W jego skład wchodzą oryginały drewnianych obiektów zabytkowych przeniesionych tutaj z różnych miejscowości. Są to: dwór z Moniaków (1760-1770), w którym mieści się stała wystawa wnętrz dworu ziemiańskiego oraz pokoje gościnne; stodoła z Wylągów pod Kazimierzem Dolnym (XIX wiek) a w jej wnętrzu wystawy pojazdów konnych małopolskich; Spichlerz z Podlodowa nad Wieprzem (XIX wiek) z wystawą etnograficzną oraz spichlerz z Kurowa (XIX/XX wiek).  

Z zamkiem w Janowcu związana jest legenda o Czarnej Damie, ukazującej się w ruinach podczas pełni księżyca. Jest to prawdopodobnie duch Heleny Lubomirskiej, która jako młoda księżna zakochała się w przystojnym, ale bardzo ubogim rybaku. Dziewczyna pragnęła wziąć ślub z ukochanym w miejscowym kościele. Oburzeni rodzice zabronili jej spotykać się z biedakiem, a gdy im się sprzeciwiła, uwięzili ją w zamkowej wieży, a rybaka kazali uśmiercić. Nieszczęśliwa Helena popełniła samobójstwo, rzucając się z wieży do przepływającej pod zamkowym wzgórzem Wisły. Zrozpaczeni rodzice przetransportowali zwłoki córki w oszklonej trumnie do kościoła w Kazimierzu Dolnym. Od tej chwili duch Heleny zaczął ukazywać się w ich zamku. Przerażeni przenieśli trumnę do kościoła w Janowcu, ale to nic nie pomogło. Na ród Lubomirskich zaczęły spływać same nieszczęścia, a nocami po zamkowych komnatach i murach snuło się widmo Czarnej Damy.

Obecnie turyści mogą zobaczyć Czarną Damę podczas lekcji muzealnych, kiedy to jedna z pracownic wciela się w postać nieszczęsnej  Heleny. Śmiałkowie, którzy chcą ujrzeć ducha nocą, mogą przenocować w specjalnym pokoju przeznaczonym dla turystów. Gdy zapada zmrok zostają w zamku całkowicie sami, co z pewnością przysparza wielu emocji 🙂

Agnieszka Stelmach

Zabytki ulicy Senatorskiej

Ulica Senatorska

Ulica Senatorska leży na terenie pierwotnej osady Kazimierz. Początkowo cała ulica wzdłuż rzeczki Grodarz nosiła nazwę „Nadrzeczna”. W 1681 r. (a według innych źródeł w 1630 r.) ustanowiono nazwę “Senatorska” na odcinek od ul. Klasztornej do Wisły. Wznoszone tutaj od XVI w. murowane kamienice rozbudowywano i upiększano zwłaszcza w XVII w.

Na Senatorskiej powstawały kantory magnatów z Wołynia. Jeszcze w połowie XIX w. mieszkali tutaj potomkowie zamożnych handlarzy zbożem. W 1915 roku wszystkie zabudowania ulicy spłonęły w niszczycielskim pożarze. Niektóre kamienice np. pod nr 1, 3, 7 i 9 zostały odbudowane dopiero w latach 80. XX w. według projektu Henryka Dąbrowskiego. Do ich rekonstrukcji wykorzystano stare ryciny i ocalałe fotografie.  

Kamienice przy Senatorskiej, głównej ulicy dawnego Kazimierza, świadczą o świetności tego malowniczego miasteczka.

Najważniejszym zabytkiem jest Kamienica Celejowska z 1635 roku – szczytowe osiągnięcie rodzimego stylu w późnorenesansowej architekturze mieszczańskiej.

Podobnie jak w kamienicach Przybyłów, renesansowa kompozycja architektoniczna budynku znika pod płaskorzeźbą bogatych zdobień. Od 1917 roku Kamienica Celejowska była własnością Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości. W 1928 r. architekt Jerzy Siennicki napisał monografię kamienicy oraz nadał jej nazwę Celejowska (od nazwiska bogatego kupca i rajcy miejskiego Bartłomieja Celeja, dla którego ją zbudowano). Od lat 30. XX wieku znajdowały się tu zbiory muzealne Towarzystwa Przyjaciół Kazimierza. Dziś w kamienicy mieści się jeden z pięciu oddziałów Muzeum Nadwiślańskiego.

Kamienica Biała (pod nr 17) pochodzi z 1640 roku, ale jej fragmenty datowane są na XVI wiek. Attyki na fasadzie przypominają te z Kamienicy Celejowskiej, ale w tym przypadku są dużo skromniejsze. Przez wiele lat swoją pracownię miał tutaj malarz Zenon Kononowicz (1903- 1971), znany w Kazimierzu jako “Bosy” lub “Kanon”. Na piętrze mieści się muzeum Oskara Sosnowskiego. W latach 2000-2002 budynek odrestaurowali państwo Bakerowie, o czym informuje tabliczka z napisem: “ Anna Sosnowska-Baker i Edgar Baker jako symbol miłości”. Na bocznej ścianie kamienicy znajduje się balkon Romea i Julii, nazwany tak przez obecnych właścicieli.

Kolejna historyczna kamienica przy Senatorskiej – Kamienica Górskich – zbudowana została przez Wawrzyńca Górskiego na przełomie XVI i XVII wieku. Uwagę zwracają piękne wnętrza z kolebkowymi sklepieniami. Na skromnej fasadzie gmerk Górskich i data 1607 – rok zakończenia budowy. Obecnie mieści się tutaj siedziba władz miasta.

Przy końcu zabytkowej ulicy, w pobliżu Bulwaru Nadwiślańskiego, znajduje się Stara Łaźnia, jedno z najwybitniejszych dzieł słynnego architekta Jana Koszczyca-Witkiewicza z 1921 r. Okazały budynek nosi cechy stylu dworkowego z elementami renesansu lubelskiego i maniery zakopiańskiej.

Na ulicy Senatorskiej mieszą się także galerie artystyczne i restauracje. 

Agnieszka Stelmach

Ulica Lubelska

W zabytkowym Kazimierzu Dolnym każda uliczka ma swoją ciekawą historię. Zapraszamy na przechadzkę ulicą Lubelską, gdzie już w średniowieczu biegł szlak handlowy do Lublina. Zobaczycie tutaj zabytkowe budowle, drewniane chaty i galerie z pięknymi obrazami!

Read More

Zabytkowa studnia

Kilka łyków wody z zabytkowej studni na Rynku sprawi, że stale będziecie wracać do magicznego Kazimierza Dolnego! Tak głosi legenda, ale trzeba się samemu przekonać, ile w tym prawdy. Faktem jest, że słynna studnia usytuowana w centralnym punkcie kazimierskiego Rynku jest symbolem miasteczka i ulubionym miejscem do robienie pamiątkowych zdjęć.

Read More