Tradycję Dnia Zadusznego zapoczątkował opat benedyktynów w Cluny we Francji, św. Odilon i wyznaczył na to dzień 2 listopada. W Polsce Dzień Zaduszny jest odpowiednikiem słowiańskiego święta Dziadów opisanego m.in. przez Adama Mickiewicza. Na Lubelszczyźnie w Dzień Zaduszny wierni przynosili do kościoła kaszę w garnuszkach, aby rozdać ją biedakom w intencji dusz konkretnych zmarłych. Na grobach – obok kwiatów i lampek – stawiano miniaturowe gliniane dwojaczki lub trojaczki z symbolicznym poczęstunkiem dla dusz zmarłych. Ten zwyczaj wziął się od słowiańskiego obrzędu Radunicy, polegającego na składaniu na grobach obfitej ofiary z jadła i napojów. W tamtych czasach wierzono, że w tym dniu dusze przychodzą na ziemię. Z tego względu obowiązywały konkretne nakazy i zakazy. W Dzień Zaduszny szykowano na śniadanie siedem lub dziewięć potraw m.in. pierogi, kapustę, mięso, kutię, oładki, jajecznicę i kisiel. Z każdej potrawy odkładano po jednej łyżce dla głodnych dusz. Obiad składał się z dziewięciu potraw: kutii, kapusty, mięsa, krupniku na mięsie ze świni, krupniku na baraninie, krupniku z kaszy, krupniku z pierogiem, jajecznicy z sadłem, suchego sera. W Dzień Zaduszny wystrzegano się wszelkich robót przy lnie i przędziwie, aby oczy „nie zapruszyły się” duszyczką. Lud wierzył, że w noc poprzedzającą dzień zaduszny powstaje w kościele wielka jasność a przed ołtarzem o północy modlą się wszystkie dusze. Później każda z nich odwiedza progi swojego dawnego ziemskiego domostwa. Wieczorem nie można było wylewać wody, aby nie oblać przybyłych z zaświatów dusz. Domownicy kładli się wcześniej spać, aby im nie przeszkadzać. W nocy drzwi kościołów były otwarte, aby dusze zmarłych mogły wejść i odpocząć. Ludzie opowiadali sobie o wydarzeniach, jakie tej nocy rzekomo miały miejsce w kościele.
W 1779 r. archidiakon lubelski Józef Olechowski zakazał urządzania uczt zaduszkowych.